niedziela, 8 lipca 2018

Znakomita recenzja Roku na odwyku

naJest to Bardzo Brzydko Wydana Książka. Dlaczego ta okładka? Rozchełstany peniuar odsłania zroszony potem biust umieszczony w źle dopasowanym staniku, uzbrojona w tipsy dłoń rozchyla żaluzje, za którymi NIC, tylko ściana. Żółty font, finezyjnie wykrzywiona adnotacja „Kronika powrotu” (do tej pory nie wiem, czy to część tytułu, na kolejnych kartach wydawnictwo raz pomija tę frazę, a raz figlarnie wkleja, zawsze po skosie). Całość wygląda jak tania książeczka z nadmorskiego namiotu, złotówka, góra pięć. Tymczasem jest to pozycja znakomita, zwięzła i nieodkładalna.
Katarzyna T. Nowak opisuje doświadczenie uzależnienia, zaczynając w ciekawym punkcie. Spodziewałam się, że będzie to klasyk: picie kończy się serią katastrof i upokorzeń, nie sposób tego ciągnąć, więc trzeba podjąć radykalne kroki. Tymczasem bohaterka jest trzeźwa. Owszem, piła przez kilkanaście lat, ale przestała. Połykała niesamowite ilości benzodiazepin, ale zeszła do przyzwoitej dawki. Nie leży zarzygana na klatce schodowej, nie zaciąga pożyczek na kolejne działki, no więc w czym problem? W tym, że trawi ją niepokój. I ciągle jest jakoś nie tak. I nie sposób pisać, a tożsamość pisarki jest dla Katarzyny Nowak najważniejsza. Dlatego decyduje się na roczny odwyk w ośrodku zamkniętym. Czeka na wolne miejsce, pakuje walizkę, jedzie.
Łatwo się te zdania pisze, ale to niesamowita decyzja – z niezależnej osoby dobrowolnie stajesz się pacjentką, podporządkowaną sztywnemu regulaminowi. Mieszkasz w pokoju z obcymi osobami, które są najczęściej niezbyt miłe i niezbyt w humorze. Żyjesz według planu dnia. Jesz to, co podadzą ci na stołówce. Nie możesz wychodzić na dwór (!), chyba że dostaniesz przepustkę, ale to najwcześniej po trzech miesiącach. I musisz pracować z terapeutami, bo jak nie, to wylatujesz. Na pociechę masz walkę z własnymi demonami, przez 365 dni, a potem tylko przez resztę życia.
Katarzyna T. Nowak w suchych, surowych słowach pokazuje proces, jakim jest odwyk połączony z terapią. Przez pierwsze tygodnie chce się z ośrodka wypisać. Na terapii indywidualnej milczy, przecież jest zdrowa i w sumie nie wiadomo po co zajmuje komuś miejsce. Na grupowej tez milczy, przecież nie ma wspólnego mianownika między nią i ludźmi opowiadającymi o swoim totalnym upodleniu na skutek nadużywania alkoholu/leków/narkotyków. Dopiero po kilku miesiącach następuje przełom. Ponownie, to nie jest to, czego się spodziewamy. Autorka nie odkrywa nagle, że życie jest piękne i czemu je marnować na picie/ćpanie leków. Zmiana zaczyna się od tego, że Nowak po raz pierwszy dopuszcza do siebie myśl, że jej dzieciństwo nie było szczęśliwe, że idealizowana babcia i matka tak naprawdę krzywdziły ją emocjonalnie. I po tej wąskiej niteczce trafia z terapeutką do splątanego kłębka uzależnienia i nieumiejętności radzenia sobie z emocjami, powoli wyciągając z niego na światło dzienne problemy, leżące u podstaw uzależnienia.
Fantastyczna, oszczędna w słowach i emocjach książka. Polecam zdobyć, obłożyć w szary papier i przeczytać.
OW blogu młodych krytyków Kurzojady:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz