Z okazji 6 rocznicy mojej trzeźwości przypominam felieton, który napisałam na zlecenie Wysokich Obcasów:
Książka Magdy
Omilianowicz „Mistrzynie kamuflażu” rozpoczyna się od cytatu:
„Alkoholik się
nie liczy.
Alkoholik jest
obrzydliwy.
Alkoholik jest
godny pożałowania.
Jest niechciany,
niepożądany.
A alkoholiczka
jest kimś znacznie gorszym.”
Mika Dunin
Ostatnio
koleżanka z grupy wsparcia, na której jestem w każdy czwartek (grupa wsparcia
dla byłych pacjentów prywatnego odwyku w Ściejowicach pod Krakowem)
opowiedziała taką historyjkę:
- Wpadł do nas
kolega. Z flaszką whisky. Mąż od razu zastrzegł wskazując na mnie: „Ona tak
strasznie struła się alkoholem, ze do końca życia nie będzie piła”.
To nie wstyd
chlać tak by aż się zatruć. Wstydem jest przyznać się do alkoholizmu.
Na odwyku w
Ściejowicach byłam pięć lat temu. Na jedenaście osób były dwie kobiety. Potem
znalazłam się na publicznym odwyku, gdzie na czterdzieści osiem osób było
dziesięć kobiet. Podobno dziś znacznie więcej alkoholiczek zgłasza się na
leczenie jednak wciąż – w mentalności kobiet – znacznie większym wstydem od
chlania jest łatka alkoholiczki. Dlatego rzadko zgłaszają się na terapię.
Rzadko szukają pomocy. Wolą pić byle w ukryciu. Byleby nikt się nie dowiedział
i nie zaczął podejrzewać, że może mają poważny problem. Pijący facet jest coraz
gorzej postrzegany ale nie aż tak źle. O pijanych mężczyznach krążą nawet
dowcipy w stylu: wraca do domu zachlany mąż…O kobietach dowcipów nie ma.
Przekonanie, że kobieta Polka jest kapłanką ogniska domowego jest dla niej
szalenie krzywdzące. Bo kapłanka nie może być alkoholiczką. A jak zgłosi się na
odwyk to znaczy, ze nią jest.
Zatem pijące
Polki się kamuflują. Alkoholiczki są w tym mistrzyniami. Opuchnięte twarze,
sińce pod oczami przykrywają makijażem. Perfumują się by ordynarnie nie wionęło
wódą. Nie nawalają w pracy. Dbają o dom i męża. Bywa, że partner latami nie
wie, że partnerka pije. Tak było u mnie. Pracowałam w Twoim Stylu. Artykuły
oddawałam w terminie. Byłam na wszystkich zebraniach. Ani razu nie pokazałam
się w redakcji pod wpływem. W domu był codziennie inny obiad, pranie zrobione,
mieszkanie wysprzątane. Wprawdzie wieczorem stała na moim biurku otwarta
butelka wina ale co złego w kilku kieliszkach przed snem? Sęk w tym, że to była
druga butelka. Ale mój partner tego nawet nie podejrzewał. Nie zataczałam się,
nie bełkotałam. Doskonale wiedziałam ile mogę wypić by do takiej sytuacji nie
doszło. Nigdy nie usłyszałam: masz problem z alkoholem”. A problem był.
W mojej
najnowszej powieści ‘Nienasycona” bohaterka Agata – alkoholiczka i lekomanka –
codziennie kupuje spora ilość alkoholu. Ale robi to w kilku sklepach tak by
nawet sprzedawczyni niczego nie podejrzewała. Okłamuje najlepsza przyjaciółkę
twierdząc, że nie ma problemu z piciem. Okłamuje ojca, który wyciąga do niej
pomocną dłoń. Okłamuje wszystkich. Rozpędzonej machiny nałogu nikt już nie zatrzyma.
Przed
trzydziestką zaczęłam pić w domu. Puste butelki chowałam do szafy. Mieszkałam
wtedy w mieszkaniu obok mamy i Maćka. Kiedy mama znajdowała butelki w mojej
szafie szłam w zaparte: to nie moje Albo: to jakieś stare butelki sprzed roku.
Mama wierzyła. Bo chciała wierzyć. Maciek domyślał się prawdy. Sam miał
problemy z alkoholem a swój swojego zawsze pozna.
Mój biologiczny
ojciec Andrzej był alkoholikiem. Opanował się – całkiem przestał pić –
osiemnaście lat przed śmiercią. Zrobił to dla kobiety, w któ®ej się zakochał.
Podobnie jak w „Nienasyconej” ojciec Agaty również mój ojciec – już po śmierci
mamy i Maćka – postanowił mi pomóc. Zaprosił mnie do swojego domu na trzy
tygodnie na swego rodzaju detoks. Nie piłam, czułam się świetnie. Ale tak jak Agata
nie przyznałam się do problemu. Nie chciałam być alkoholiczką. Bo alkoholiczka
brzmi strasznie.
Jak pisze Magda
Omilianowicz: „Ludzie tak na to patrzą, bo wciąż mamy to w naszym kodzie
językowym, w społecznym języku. Taki skrót: „lubię się napić” jest OK. Ale „mam
problem z alkoholem” już nie jest OK. A alkoholiczka to wciąż w oczach wielu
rynsztok”.
Nie piję od
czterech lat. 3 lutego 2020 miałam czwartą rocznice trzeźwości. Od czterech lat
oficjalnie jestem alkoholiczką. Trzeźwą. I dobrze mi z tym. Już nie muszę
wstydzić się na ulicy opuchniętej twarzy. Bać się, czy cuchnie ode mnie
alkoholem. Czy przypadkiem nogi mi się nie plączą?
Wygrywam tę
walkę. Codziennie. Każdego dnia powtarzam sobie: dziś nie piję”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz