Oto fragment:
"W dżinsach i bluzce od
piżamy pognała do sklepu numer jeden i wymieniła butelki. Wciąż była roztrzęsiona.
Nogi z waty, ręce drżą. Dziecko i mąż to kłopoty, powtarzała sobie
ale dręczył ją wewnętrzny dygot wiec od razu wypiła pół butelki i dopiero
teraz wzięła prysznic.
Źle sie czuła.
"Zmarnowane życie" i „samotność” krążyło jej po głowie.
Bzdury! Jestem pisarką,
mam pasje i talent wiec nie zmarnowałam życia!
Na wszelki wypadek zażyła
tabletkę na uspokojenie.
Po kolejnych dwóch piwach
poczuła sie normalnie. Popatrzyła smutnie na karimatę: nie dam rady, nie znoszę
ćwiczeń. Oczyma wyobraźni zobaczyła szczupłe nogi, płaski brzuch, brak boczków
i wysportowane, gibkie ciało. Poczuła złość wiec wypiła piwo do dna i otworzyła
następne.
Nagle zadzwoniła komórka.
Agata podskoczyła.
- Halo?!
- Coś nie mam szczęścia -
powiedział Mariusz - Zdaje sie, że w czymś przeszkodziłem?
- Nie. Potknęłam sie i
zezłościłam –skłamała- Ale nie na ciebie.
- Za godzinę będę w
Krakowie, mam sprawę do załatwienia ale to potrwa góra dwie godziny. Zapraszam Cię
na piwo i opowieści.
- Brzmi dobrze.
- Wspaniale. To o
szesnastej. Gdzie? Zaproponuj coś - powiedział wesoło.
No właśnie gdzie? Gdzie
mnie nie widzieli? Gdzie na pewno nie byłam? Myślała gorączkowo.
Na Kazimierzu lepiej nie.
Na Rynek nie chodziłam.
- Może w ogródku na
płycie Rynku Głównego?
- Mało znam Kraków.
Umówmy sie pod Adasiem i znajdziemy wolne miejsca.
- Super. Do zobaczenia.
Spotkanie poprawi jej
podły nastrój. Ile piw wypiłam? Cztery? Trzy? nieważne,
trzeźwa jestem, ręce sie nie trzęsą, dygot ustał.
Czuła jeszcze jakiś
niejasny niepokój, jakąś niechęć do siebie samej.
To minie, powiedziała na
głos.
Wyciągnęła z szafy
wszystkie ubrania. Większość sukienek była lekko za ciasna. Opinały ciasno
brzuch. Zdecydowała sie na spódnice i dłuższą luźną bluzkę. Szybko umyła włosy.
Zmyła makijaż, był rozmazany. Na wszelki wypadek nie zrobiła nowego, by tusz
sie znowu nie rozmazał. Musnęła tylko szminką usta.
Poszli do pierwszego z
brzegu ogródka i zamówili piwo. Mariusz opowiadał o swojej byłej żonie,
córeczce i domu rodzinnym. Był rodowitym góralem.
- A jak to jest u ciebie?
- spytał.
- Z rodziny mam tylko
ojca. Spotykam sie z nim od dwudziestu lat. Wcześniej go nie znałam. Odszedł od
mojej mamy jak miałam dwa lata i mieszkał za granicą. Ożenił sie, mieszka z
nową żoną. Jeżdżę do nich czasem na obiady. Lubimy sie - powiedziała - Mama
zmarła siedem lat temu, była chora. Nie mam rodzeństwa ani męża ani dzieci.
Żadnych ciotek i wujków.
- Smutno. Ale dobrze, że
masz kontakt z ojcem.
- Cenie to - powiedziała.
Pod wieczór tak jej
szumiało w głowie, że skłamała iż boli ją brzuch i musi już iść. Bała sie, że
za chwile zacznie sie zataczać choć jej tolerancja na alkohol bardzo wzrosła.
Mariusz odprowadził ją do domu. Nie zaprosiła go do środka.
- Przejdę sie jeszcze i wyśpię
w hotelu a rano wracam do siebie. Dziękuję za miłe popołudnie. Do zobaczenia.
Zły nastrój minął ale
szumy sie nasiliły. Podłoga lekko wirowała. Natychmiast choć było wcześnie
zażyła trzy tabletki i położyła sie spać.
Nie mam zmarnowanego
życia, mruknęła i zasnęła.
Obudziły ją mdłości.
ledwo zdążyła do łazienki.
Dużo wczoraj wypiłam.
Czuła sie obolała jak po
ćwiczeniach na karimacie. Bolało ją całe ciało. Miała mroczki przed oczami.
Musze przestać pić. Musze
koniecznie spróbować przestać pić. Na razie jednak musze sie napić.
Przypomniała sobie, że w sobota
jest umówiona z Gośką.
To przecież dzisiaj. I
jak ja tam dotrę?
Z lodówki wyjęła zimne
piwo a jej wzrok padł na tonę mięsa uduszonego z warzywami.
Jezu, jęknęła, kto to
zje?
Jak Gośka wyczuje piwo to
po mnie. Musze kupić gumę do żucia i umyć zęby przed wyjściem.
Jakoś dotrwała do piętnastej
popijając piwo małymi łykami. Przed wyjściem łyknęła tabletkę na uspokojenie.
Żując gumę czekała na przyjaciółkę przy stoliku.
- Cześć - zawołała Gośka
siadając - Jak to miło, ze mnie zaprosiłaś. W domu ciągle dietetyczne obiady ze
względu na Miśka, bo przytył ostatnio a siedemnastolatek nie może być gruby. A
ty chyba trochę przytyłaś?
- Niedużo. O dchudzam sie
od jutra - skłamała a może w to uwierzyła - Też nagotowałam gar cielęciny na dietę
wiec dziś zjemy coś normalnego.
- Mam ochotę na pierogi,
bo słyszałam że tu mają bardzo dobre i deser. Mogę deser?
- Jasne. Ja zamówię piwo.
- Zwariowałaś? Przed
jedzeniem?
- A tak jakoś mam ochotę.
Nie jestem bardzo głodna. Może zgłodnieje.
- Chciałaś przecież zjeść
coś normalnego bo od jutra dieta...
- Właśnie dlatego
zamówiłam piwo. Na diecie sie nie pije. Potem też zamówię pierogi.
Kelner przyniósł zimne
piwo i pierogi dla Gośki. Agata upiła łyk i ożywiła sie. Gośka jadła w
spokoju ale jej dobry humor prysł. Niepokoiło ją zachowanie przyjaciółki. Była
dopiero czwarta.
- Myślałam, ze piwo pije
sie po obiedzie wieczorem - powiedziała.
- Przecież jest już
popołudnie. Wielu ludzi pije do obiadu.
- Tak ale jedzą ten obiad
-p owiedziała Gośka z naciskiem.
Agata dla świętego
spokoju zamówiła pierogi. Z wielkim trudem zjadła trzy. Była wypełniona piwem i
dalej chciało jej sie pić. jedno to było mało pomijając te, które wypiła w
domu. Kelner zabrał pustą szklankę i talerze. Mężczyzna siedzący przy stoliku
obok właśnie pił zimne piwo. Agacie ślina napłynęła do usta.
- To świętujmy ostatni
dzień bez diety! Poproszę jeszcze jedno piwo - zawołała.
Gośka zmarszczyła brwi i zacisnęła
usta.
- Czuje kłopoty -
powiedziała.
- Jakie znowu kłopoty no
coś ty! Ludzie w restauracji zawsze piją piwo lub wino do obiadu jak ten przy
stoliku obok. Co w tym złego?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz