środa, 29 stycznia 2020

Kobiety i picie

Alkoholizm kobiet jest inny niż alkoholizm mężczyzn. kobiety piją dużo, nie mniej niz faceci ale bardziej się maskują. Opuchniętą twarz zakrywają makijażem, pryskają się perfumami by nie było czuć. Kiedy w domu jest wysprzątane, wyprane, obiad ugotowany facet latami może się nie zorientować, że partnerka pije.
Kobiety rzadziej zgłaszają się na e. Na prywatnym odwyku, na którym było na 10 osób były dwie kobiety a w szpitalu na 47 osób ledwie 10 kobiet. Rzadziej się zgłaszają bo to oznacza etykietkę: alkoholiczka. A w naszym społeczeństwie pijąca kobieta alkoholiczka jest bardzo źle postrzegana. O pijących facetach krążą dowcipy. O kobietach dowcipów nie ma.
Bywa tez, że kobieta chodzi na terapię lub przeszła odwyk, zmieniła się, ma nowych znajomych a mąż czy partner tego nie akceptuje. Dlatego większość kobiet pije w ukryciu.
Ja piłam dwie butelki wina dziennie ale mój ówczesny partner wiedział tylko o jednej butelce. Dbałam o dom, o niego i o siebie więc nigdy się nie zorientował. Myślę, że jednak lepiej jest powiedzieć prawdę i poprosić o pomoc . Zanim dojdzie do katastrofy.

środa, 15 stycznia 2020

Ciekawa rozmowa

...ze mną na blogu Książkowa trenerka. Przeprowadziła ją Katarzyna Kotaba.


Katarzyna Kotaba: Pani książkę Rok na odwyku. Kronika powrotu otwiera takie oto zdanie: „Napisałam tę książkę, by pomóc innym uzależnionym”. Czy wierzy Pani w to, że książka i czyjaś prawdziwa historia mogą stać się źródłem inspiracji do leczenia, do podjęcia próby wyjścia z nałogu?
Katarzyna T. Nowak: Jak najbardziej. Skoro mnie się udało to znaczy, że może udać się i innym. Kiedyś na ulicy zaczepiła mnie jakaś kobieta. Powiedziała, że po przeczytaniu mojej książki zdecydowała się na terapię. Znajoma mojej ciotki sprezentowała moją książkę pijącemu mężowi i on poszedł na ten sam odwyk, na którym ja byłam. Podobno nie pije.
K.K.: Jest Pani dziennikarką, pisarką, w pewnym sensie osobą publiczną. Czy taki coming out jest trudniejszy, niż gdyby była Pani osobą anonimową?
K.T.N.: Na pewno. Ja jestem oceniana. Także negatywnie. Liczę się z tym. Trudno. Bardziej mnie cieszą komentarze, w których ludzie mi gratulują. Prowadzę bloga dla zdrowiejących nałogowców pod nazwa Ona i odwyk. Osoba choć trochę znana powinna dzielić się swoją historią wyjścia z nałogu. To daje nadzieję wielu ludziom.
K.K.: Czy książka, a właściwie samo jej pisanie, było dla Pani formą autoterapii?
K.T.N.: Raczej nie. Po prostu uznałam, że warto opisać swoje doświadczenie z terapią i odwykiem. Bo a nuż ktoś się zainspiruje? Picie i branie leków – niekoniecznie swoje – opisałam w książce, która ukaże się 22 stycznia pt „Nienasycona”. Jest to studium kobiecego nałogu.
K.K.: Kiedy wspomina Pani swój przyjazd  do ośrodka terapeutycznego, zauważa, że kobiety rzadziej zgłaszają się na terapię, niż mężczyźni. Dlaczego, Pani zdaniem, tak się dzieje?
K.T.N.: Kobieta wciąż jest postrzegana jako opiekunka ogniska domowego, matka i żona. Pójście na leczenie to przyznanie się do nałogu. Mężczyźni alkoholicy wciąż są postrzegani lepiej niż pijące kobiety. Krążą o nich nawet dowcipy typu: wraca pijany mąż do domu… .O kobietach alkoholiczkach dowcipów nie ma. Piją też singielki. Większość wzruszy ramionami: „chleje bo chłopa nie ma”. Takie opinie są krzywdzące dla kobiet, które wstydzą się nałogu bardziej niż faceci.
K.K.: Zwątpienie w podejmowanie terapii przyszło tuż po zakwaterowaniu w ośrodku. Pisze Pani: „Nie czuję się tutaj na miejscu. Jestem przerażona, że terapia trwa rok”. Co było najtrudniejsze w tym, by podjąć decyzję, że bez względu na wszystko i wszystkich, chce Pani przejść terapię?
K.T.N.: Decyzję podjęłam po paru miesiącach intensywnej terapii kiedy odkryłam, ze jednak jestem uzależniona. Kolejną myślą było: Skoro jestem chora chcę wyzdrowieć. Aby wyzdrowieć muszę wytrwać na odwyku i przejść terapię. Po wyjściu kontynuowałam terapię jeszcze przez półtora roku. Decyzja o pozostaniu na odwyku i terapii była moją najlepszą życiową decyzją.
K.K.: Co i kto najbardziej Panią motywował w tym postanowieniu?
K.T.N.: Motywowała mnie rodzina, ale też ja samą siebie motywowałam. Terapeutki przekonywały, że jak złamiemy abstynencję znajdziemy się nie w fazie towarzyskiej picia tylko w chronicznej tuż przed śmiertelną. Przeraziło mnie to. Jestem trzeźwa ze strachu. Wolę jednak trzeźwy strach niż pijaną bezmyślność.
K.K.: Na czym polega taka terapia?
K.T.N.: Codziennie jest terapia grupowa dwie, trzy godziny. Raz w tygodniu terapia indywidualna. Mnie najbardziej pomogła właśnie grupowa choć miałam kłopoty z otwarciem się przed grupą. Ale na grupowej najszybciej można skonfrontować własne emocje, doświadczenia, przeżycia.
K.K.: Jakie uczucia, emocje towarzyszyły Pani podczas pobytu w ośrodku?
K.T.N.: Najpierw negacja i niechęć. Potem akceptacja miejsca, swojej choroby i terapii. Jak tylko przyszła akceptacja poczułam się odpowiednią osobą na właściwym miejscu.
K.K.: Pisze Pani też, że siłę podczas terapii czerpała z książek. Co w tamtym okresie Pani czytała?
K.T.N.: Czytałam to, co było w bibliotece obecnej na terenie szpitala a nie było wielkiego wyboru. Przeczytałam więc wszystkie kryminały i romanse, jakie w niej były. Potem dostałam od siostry czytnik i wybierałam sobie lektury. Siłę czerpałam raczej z terapii. Książki pozwalały mi spędzać wolny czas, którego było dużo.
K.K.: Z perspektywy czasu, od czego, Pani zdaniem, zależy powodzenie terapii?
K.T.N.: Od uznania swojej bezsilności wobec używki i zaangażowania w terapię.
K.K.: Ale wrócimy do genezy. Czy jest Pani w stanie powiedzieć, co było przyczyną uzależnienia? Terapeutki z ośrodka sugerowały, że jedną z przyczyn była dysfunkcyjna rodzina, relacje z matką, osoba babki. Pani się temu sprzeciwiała.
K.T.N.: Miały rację. Poczucie odrzucenia towarzyszyło mi w dzieciństwie bo wychowywała mnie babcia. Miałam wspaniałe dzieciństwo, ale babcia uzależniała mnie od siebie, a mama mnie odwiedzała. Nie pamiętam tego za dobrze, ale już w późniejszych latach miałam poczucie odrzucenia, które niestety bywa przyczyną uzależnienia. Co nie zmienia faktu, że bardzo wiele zawdzięczam mamie i Maćkowi Szumowskiemu. Przyjaźniłam się z mamą . Znam też ludzi, których rodzic naprawdę porzucił, a oni jednak się nie uzależnili. Myślę, że to zależy do psychiki. U jednych ta sama sytuacja wywoła uraz psychiczny, u innych wzruszenie ramion.
K.K.: Za czym lub za kim Pani najbardziej tęskniła podczas pobytu w ośrodku?
K.T.N.: To może dziwne, ale najbardziej tęskniłam za swoim kotem. Za jeżdżeniem tramwajami. Za widokami starego miasta w Krakowie. Kinem. Spotkaniami z przyjaciółmi.
K.K.: Jakie były przyczyny podjęcia decyzji o leczeniu?
K.T.N.: Miałam dość brania leków, bo alkoholu już prawie nie piłam. Miałam poważny kryzys psychiczny, byłam w tak złym stanie, iż wiedziałam, że tylko fachowcy mogą mi pomóc.
K.K.: Jeśli miałaby Pani podać jeden największy większy kryzys czy zwątpienie, które przyszło w ośrodku, to, co by to było?
K.T.N.: Właściwie nie było takiego momentu. Na początku, kiedy jeszcze trzymał mnie kryzys psychiczny, dużo czasu spędzałam w łóżku. Ale wkrótce zaczęłam trzeźwieć i się otrząsnęłam. Bo trzeźwienie to długi proces. Abstynencja jest tylko jego podstawą.
K.K.: Wielu pacjentów, których wspomina Pani w książce, cierpiało na depresję. Jaki jest związek pomiędzy depresją a uzależnieniem?
K.T.N.: Wydaje mi się, że uzależnienie może doprowadzić do poważnej depresji. Ja jej nie miałam, ale tuż przed odwykiem miałam kryzys psychiczny, rodzaj załamania nerwowego. Mogłam tylko bezmyślnie gapić się w telewizor. Do sklepu chodziłam w piżamie i  kurtce zimowej. Byłam emocjonalnym zombie.
K.K.: W książce pisze Pani: „Tak naprawdę uzależniłam się tylko od leków, choć terapeuci twierdzą, że także od alkoholu. Ja się z tym nie zgadzam. Od biedy mogę się zgodzić na leki”. Skąd w Pani ten bunt, ta niezgoda na przyznanie się do uzależnienia. Bo z jednej strony ma Pani (chyba) świadomość problemu, podejmując decyzję o leczeniu, a z drugiej pojawia się właśnie ta niezgoda z opinią specjalistów.
K.T.N.: To jest normalne u uzależnionych. Ta niezgoda na to, że są chorzy. Większość uważa, że może w każdej chwili przestać pić. Oczywiście tak działa mechanizm iluzji, bo gdyby mogli przestać sami pić to nie byliby alkoholikami. Ja też się broniłam przed etykietką. Na szczęście nie za długo.
K.K.: W połowie terapii mówi Pani, że dobrze się czuje w ośrodku. Co takiego się wydarzyło, że zaakceptowała, a nawet chyba polubiła Pani tamto miejsce?
K.T.N.: Tak jak napisałam uznałam swoją bezsilność wobec alkoholu i leków. I poznałam ludzi z takim samym problemem jak mój. Dlatego ważne jest, by po odwyku zdrowiejący nałogowiec znalazł sobie grupę wsparcia.
K.K.: W podobnym czasie wyznaje też Pani: „Nagle dostrzegam, jak piękne jest życie, i chcę długo i zdrowo żyć. Nagle wzruszam się na filmach. Mam dużo energii. Pochłaniam książkę dziennie”. Taka zmiana nastawienia, optyki patrzenia na życie, to chyba dobry prognostyk w procesie leczenia?
K.T.N.: Chyba tak. Pojawia się apetyt na życie.
K.K.: Co jeszcze dawało Pani radość, cieszyło w tamtym czasie?
K.T.N.: W szpitalu? Wiosna. Nowa książka. Odwiedziny. Pojawianie się emocji, uczuć i wzruszeń stłumionych przez używki.
K.K.: Co teraz daje Pani największą radość, wywołuje uśmiech na twarzy?
K.T.N.: Książka. Kino. Spotkanie z przyjaciółmi. Ładna pogoda.
K.K.: Jak dokończyłaby Pani zdanie: „Dzisiaj jestem….”.
K.T.N.: Osobą świadomą. Częściej się śmieję.
K.K.: Dziękując za rozmowę, życzę Pani nieustającego apetytu na życie i każdego dnia powodu do uśmiechu 🙂
*Wszystkie przywołane tu cytaty pochodzą z książki: K.T. Nowak, Rok na odwyku. Kronika powrotu, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018.

niedziela, 12 stycznia 2020

Odwyk

Wiecie jaką zaletę - poza terapią - ma odwyk? Że jesteście w grupie ludzi, którzy są dokładnie w takiej samej sytuacji jak wy, z dokładnie takim samym problemem.
Ja byłam na dwóch. Publiczny, dostępny odwyk dla wszystkich w Kobierzynie  w Krakowie gromadzi ludzi wszelkiej maści. Było tam 48 osób, więcej facetów niż kobiet bo kobiety rzadko zgłaszają się na leczenie ale o tym innym razem. Niektórzy byli męczący, to normalne w tak licznej grupie. Z nikim nie utrzymuję kontaktu. czasem mailuje z jednym pacjentem.
Byłam też na prywatnym odwyku w Ściejowicach, gdzie w grupie było 10 osób. I to byłą bardzo fajna grupa. Od 2 lat jeżdżę na grupę wsparcia dla byłych pacjentów tego odwyku. Co drugi czwartek. Ważne jest to, że z kilkoma osobami wymieniłam numer telefonu iw iem, że jak mnie napadną np. głody czy zły nastrój to mogę zadzwonić i oni ze mną porozmawiają. To bardzo ważne w zdrowieniu: mieć choć jedną osobę, która zdrowieje tak jak ty. Bo zdrowy bliscy nie muszą rozumieć tej choroby ani zdrowienia z niej. Oni się cieszą, ze jesteśmy trzeźwi ale zawirowań tej choroby nie znają. Zatem zakumplujcie się z kimś w podobnej sytuacji.

niedziela, 5 stycznia 2020

Patrick Melrose

Polecam mini serial na CDA - można oglądać za darmo. Serial "Patrick Melrose" z Cumberbatchem jest adaptacją biografii Edwarda St. Aubyna, który walczył z uzależnieniami, od narkotyków i alkoholu.
Pięć odcinków. Bardzo dobry.
Dobrze się ogląda jak samemu jest się trzeźwym.
Ja w lutym zrobię rocznicę - czwartą - na grupie. Wiem, że to jeszcze niewiele ale cieszę się, że zdrowieję. I że przekułam lata nałogu w literaturę jaką jest "Nienasycona". Najbardziej się cieszę, że nie biorę leków bo to jest straszny nałóg. Pod koniec mogłam tylko bezmyślnie gapić się w tv. Nic mnie nie interesowało, nie czytałam, nie pisałam, jak widywałam się ze znajomymi to milczałam bo nie miałam nic do powiedzenia. Na ulicy nie wiedziałam gdzie jestem. 
Na szczęście po roku abstynencji i terapii sprawność umysłowa wróciła. Benzodiazepiny powinny być zakazane.