sobota, 28 marca 2020

Mój felieton z Wysokich Obcasów


Książka Magdy Omilianowicz „Mistrzynie kamuflażu” rozpoczyna się od cytatu:
„Alkoholik się nie liczy.
Alkoholik jest obrzydliwy.
Alkoholik jest godny pożałowania.
Jest niechciany, niepożądany.
A alkoholiczka jest kimś znacznie gorszym.”
Mika Dunin

Ostatnio koleżanka z grupy wsparcia, na której jestem w każdy czwartek (grupa wsparcia dla byłych pacjentów prywatnego odwyku w Ściejowicach pod Krakowem) opowiedziała taką historyjkę:
- Wpadł do nas kolega. Z flaszką whisky. Mąż od razu zastrzegł wskazując na mnie: „Ona tak strasznie struła się alkoholem, ze do końca życia nie będzie piła”.
To nie wstyd chlać tak by aż się zatruć. Wstydem jest przyznać się do alkoholizmu.
Na odwyku w Ściejowicach byłam pięć lat temu. Na jedenaście osób były dwie kobiety. Potem znalazłam się na publicznym odwyku, gdzie na czterdzieści osiem osób było dziesięć kobiet. Podobno dziś znacznie więcej alkoholiczek zgłasza się na leczenie jednak wciąż – w mentalności kobiet – znacznie większym wstydem od chlania jest łatka alkoholiczki. Dlatego rzadko zgłaszają się na terapię. Rzadko szukają pomocy. Wolą pić byle w ukryciu. Byleby nikt się nie dowiedział i nie zaczął podejrzewać, że może mają poważny problem. Pijący facet jest coraz gorzej postrzegany ale nie aż tak źle. O pijanych mężczyznach krążą nawet dowcipy w stylu: wraca do domu zachlany mąż…O kobietach dowcipów nie ma. Przekonanie, że kobieta Polka jest kapłanką ogniska domowego jest dla niej szalenie krzywdzące. Bo kapłanka nie może być alkoholiczką. A jak zgłosi się na odwyk to znaczy, ze nią jest.
Zatem pijące Polki się kamuflują. Alkoholiczki są w tym mistrzyniami. Opuchnięte twarze, sińce pod oczami przykrywają makijażem. Perfumują się by ordynarnie nie wionęło wódą. Nie nawalają w pracy. Dbają o dom i męża. Bywa, że partner latami nie wie, że partnerka pije. Tak było u mnie. Pracowałam w Twoim Stylu. Artykuły oddawałam w terminie. Byłam na wszystkich zebraniach. Ani razu nie pokazałam się w redakcji pod wpływem. W domu był codziennie inny obiad, pranie zrobione, mieszkanie wysprzątane. Wprawdzie wieczorem stała na moim biurku otwarta butelka wina ale co złego w kilku kieliszkach przed snem? Sęk w tym, że to była druga butelka. Ale mój partner tego nawet nie podejrzewał. Nie zataczałam się, nie bełkotałam. Doskonale wiedziałam ile mogę wypić by do takiej sytuacji nie doszło. Nigdy nie usłyszałam: masz problem z alkoholem”. A problem był.
W mojej najnowszej powieści ‘Nienasycona” bohaterka Agata – alkoholiczka i lekomanka – codziennie kupuje spora ilość alkoholu. Ale robi to w kilku sklepach tak by nawet sprzedawczyni niczego nie podejrzewała. Okłamuje najlepsza przyjaciółkę twierdząc, że nie ma problemu z piciem. Okłamuje ojca, który wyciąga do niej pomocną dłoń. Okłamuje wszystkich. Rozpędzonej machiny nałogu nikt już nie zatrzyma.
Przed trzydziestką zaczęłam pić w domu. Puste butelki chowałam do szafy. Mieszkałam wtedy w mieszkaniu obok mamy i Maćka. Kiedy mama znajdowała butelki w mojej szafie szłam w zaparte: to nie moje Albo: to jakieś stare butelki sprzed roku. Mama wierzyła. Bo chciała wierzyć. Maciek domyślał się prawdy. Sam miał problemy z alkoholem a swój swojego zawsze pozna.
Mój biologiczny ojciec Andrzej był alkoholikiem. Opanował się – całkiem przestał pić – osiemnaście lat przed śmiercią. Zrobił to dla kobiety, w któ®ej się zakochał. Podobnie jak w „Nienasyconej” ojciec Agaty również mój ojciec – już po śmierci mamy i Maćka – postanowił mi pomóc. Zaprosił mnie do swojego domu na trzy tygodnie na swego rodzaju detoks. Nie piłam, czułam się świetnie. Ale tak jak Agata nie przyznałam się do problemu. Nie chciałam być alkoholiczką. Bo alkoholiczka brzmi strasznie.
Jak pisze Magda Omilianowicz: „Ludzie tak na to patrzą, bo wciąż mamy to w naszym kodzie językowym, w społecznym języku. Taki skrót: „lubię się napić” jest OK. Ale „mam problem z alkoholem” już nie jest OK. A alkoholiczka to wciąż w oczach wielu rynsztok”.
Nie piję od czterech lat. 3 lutego 2020 miałam czwartą rocznice trzeźwości. Od czterech lat oficjalnie jestem alkoholiczką. Trzeźwą. I dobrze mi z tym. Już nie muszę wstydzić się na ulicy opuchniętej twarzy. Bać się, czy cuchnie ode mnie alkoholem. Czy przypadkiem nogi mi się nie plączą?
Wygrywam tę walkę. Codziennie. Każdego dnia powtarzam sobie: dziś nie piję”.
Katarzyna T. Nowak



piątek, 27 marca 2020

Epidemia c. d.

Ciekawa jestem jak sobie radzicie? Zwłaszcza ci, którzy regularnie uczęszczali na mitingi. Podobno niektórzy urządzają spotkania na skype. Moja grupa wsparcia, oczywiście nie działa w epidemię. Siedzę murem w domu. dziś był listonosz i już się przestraszyłam czy aby nie zarażony. Wręczał mi list.
Bogu dziękuję, że nie jestem w czynnym nałogu bo bym latała co drugi dzień po piwo do sklepu i na pewno bym sie zaraziła. nie mówiąc o obniżonej odporności.
Ile to jeszcze potrwa?

niedziela, 15 marca 2020

Epidemia

Zrobiłam większe zakupy - nie ulegam panice ale nie chcę chodzić do sklepu. W sklepie w kolejce ludzie nie przestrzegają zalecanego metra odległości. A czytałam , ze powinno tak naprawdę być cztery metry. W zoologicznym wręcz napierali na mnie a musiałam kupić zapas żarcia i żwirku dla kota. Jeszcze musze w poniedziałek rano iść na pocztę i to wszystko i siedzę murem w domu. Gadam z przyjaciółką na Messengerze i dzwoni do mnie codziennie koleżanka bo cieżko tak samej siedzieć i nie rozmawiać z nikim poza kotem. Nie jest łatwo ale może potrwa to trzy miesiące, czyli tyle co w Chinach. Byleby się scenariusz włoski nie powtórzył.

piątek, 13 marca 2020

Pandemia

nie dajcie się wirusowi! pamiętajcie, że picie alkoholu nie leczy z wirusa a tylko osłabia odporność. Staram się siedzieć w domu o ile to możliwe. Polecam!

wtorek, 3 marca 2020

dlaczego tak niewiele osób wychodzi z nałogu?

Słyszałam, ze z nałogu wychodzi maks 3, 4 procent uzależnionych. Dlaczego tak mało? Sa tacy zatwardziali w swoim piciu/braniu? Nie mogą znieść abstynencji?
A może za mało jest informacji w naszym społeczeństwie o tym gdzie i jak szukać pomocy? Nałogowiec nie zawsze zwraca się do bliskich o pomoc a sam będąc w nałogu jest nierozgarnięty, pogrążony w chaosie, nie będzie raczej szukał informacji o odwykach i detoksach choć na pewno i tak się zdarza. Na odwyk w Ściejowicach większość pacjentów przywożą właśnie bliscy. Byli na tyle rozgarnięci, ze zwrócili się do nich o pomoc. Ale wielu tego nie robi. czy tu tkwi problem?