czwartek, 18 stycznia 2018

Fragment "Rok na odwyku. Świadectwo"

Ostatni fragment z książki, która ukaże się w marcu nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Imiona zostały zmienione

"Decyzję o odwyku  podjęłam pewnej zimowej nocy w lutym 2016, kiedy nie mogłam zasnąć mimo stilnoxu i imovane. Te benzodiazepiny to doraźne leki nasenne i uspokajające, w niektórych zachodnich państwach zakazane. Silnie uzależniają po dwóch tygodniach. Biorę je od dziesięciu lat, nierzadko popijałam tabletki alkoholem, ale od dwóch lat nie piję, poza setką wódki z colą, wypitą w grudniu 2016.
Niestety walka z tabletkami jest równie trudna, zwłaszcza jeśli nie można spać. A ja nie mogę. Nawet gdy zasnę, budzę się w nocy. Próbowałam zażywać melatoninę, ale nie działała. Piłam męczennicę, też nie pomogła. A sen jest ważny. Po tabletkach jednak źle mi się myśli, jestem też bardzo spowolniona. Boję się, że straciłam łatwość, a może nawet zdolność pisania. Na pewno nie mam dawnej sprawności umysłowej.
Po raz pierwszy byłam na odwyku w 2015 roku w Ściejowicach w prywatnym ośrodku leczenia uzależnień . Byłam tam sześć tygodni od kwietnia do czerwca. Piękne wakacje, które niewiele mi dały.
W ośrodku – dużym wiejskim domu z werandą i ogrodem, położonym przy jeziorze – przyjął mnie szef i terapeutka Monika. Na parterze salon z telewizorem i kuchnia z dużym stołem, na poddaszu trzyosobowe pokoje i pokój terapeutyczny z fotelami. Początkowo w pokoju byłam sama, potem doszła narkomanka lekarka Ewelina. Byłyśmy jedynymi kobietami na jedenaście osób. Po jej odejściu dołączyła alkoholiczka Iwona i narkomanka Ala.
Dawano nam trzy posiłki dziennie. O ósmej trzydzieści było śniadanie (szwedzki stół), po wspólnej medytacji ze słowami znanymi wszystkim uzależnionym świata:

Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego

Nie ma to nic wspólnego z religijnością.
Potem był obiad o trzynastej trzydzieści i o osiemnastej kolacja (szwedzki stół).
Terapia trwała z przerwami od dziesiątej rano do kolacji. Prowadziły ją Monika i Magda. Magdy się bałam. Była bardzo zasadnicza. W czwartki jeździliśmy na wycieczki, na przykład do Tyńca, we wtorki na spotkania AA i NA  (Anonimowi Narkomani), we wtorki na basen, a w środy puszczano nam filmy tematyczne, na przykład Lot i Żółty szalik. Film Pod Mocnym Aniołem jest zakazany na odwykach jako wyzwalacz.
Wszyscy traktowali ośrodek jak dom. Nie chcieli wychodzić na przepustki. Marek wyjechał w piątek na kilka godzin, ale wrócił już po godzinie. Zdumionej rodzinie oznajmił, że musi wracać do domu. Jeden z pacjentów mieszkał w Ściejowicach trzy miesiące. Żyliśmy tutaj pod szklanym kloszem, każdy bał się wyjścia. Ja też. Papierosy kupowaliśmy w Lewiatanie lub w małym wiejskim sklepiku. Teren jest ogrodzony, ale wolno nam było wychodzić do sklepu i na spacer po lesie.
Opiekunki sprzątały, wydawały posiłki i pilnowały nas.
Tylko jedna osoba złamała abstynencję. Przemyciła wódkę w bagażu. I z tego, co wiem, nadal pije.
W moim wypadku terapia niewiele dała. Tyle tylko, że do zera zeszłam z klonazepamunajgorszej z benzodiazepin, i od tamtej pory go nie biorę."







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz