poniedziałek, 15 stycznia 2018

Trzeci fragment z mojej książki "Rok na odwyku. Świadectwo"

"166 dni
Na terapii Irek przyznaje się, że je garściami cukier.
– Jest pan na silnym głodzie i stosuje pan zamiennik – mówi terapeutka. – Cukier w takiej ilości daje kopa.
– Chcę się wypisać, mam dosyć – mówi Irek.
– Bo jest pan na głodzie. Jak pan teraz złamie abstynencję, znajdzie się pan ponownie w fazie chronicznej. Jakie są fazy picia?
– Towarzyska, kiedy się klinuje – mówię – ostrzegawcza, kiedy pojawiają się pierwsze szkody, krytyczna, w której następuje utrata kontroli i chroniczna, zagrożona śmiercią.
Mimo to Irek się nie boi. Potrzeba wyjścia na wolność jest silniejsza. Znowu przez całą terapię namawiamy go by został.
Dostaję kolejną pracę do napisania: „Koncentracja życia wokół substancji zmieniających świadomość”.
Piszę, że przez parę lat brałam stilnox i nie zwiększałam dawki. Potem zamieniłam na clonazepam i zaczęłam zwiększać dawkę, aż doszłam do dziesieciu tabletek. Kiedy nie miałam leku, cały czas myślałam jak go zdobyć, było to najczęściej w święta. Musiałam czekać aż psychiatrzy otworzą gabinety. Źle się czułam. Miałam objawy odstawienne. Dużo bym wtedy dała za tabletkę. Cieszyłam się jak mój partner wychodził do pracy, bo mogłam w spokoju wypić butelkę wina. Pustą chowałam w szafie, a potem wynosiłam na śmietnik.
Nie szukałam okazji do brania leków. Brałam co wieczór, by zasnąć. A wino piłam codziennie, dopóki mi smakowało.
Planowałam w dzień, że wezmę tabletki wieczorem i kiedy nie miałam tabletek, planowałam jak je zdobędę. Miałam zaplanowane dwie butelki wina dziennie.
Mieszkam sama, więc nie chowałam alkoholu i leków. Ukrywałam butelkę przed partnerem, kiedy z nim mieszkałam. Nie wiem, czy wiedział, że biorę leki. Chyba nie.
Robiłam zapasy leków, chodziłam do kilku lekarzy po recepty. A alkohol zawsze miałam w domu. Brałam je sama przed snem. Alkohol początkowo piłam w towarzystwie, potem sama.
Często chodziłam do gabinetów. Bałam się bezsenności. Nie tłumaczyłam tego w inny sposób. Brałam, by spać. Uważałam też, że lepiej mi się pisze po alkoholu.
Pojechałam na odwyk w Ściejowicach, po którym już nigdy nie zażyłam clonazepamu. Mój przyjaciel wyleczył się tam z alkoholizmu. Ale leki znowu zaczęłam brać...
– Powoli się uzależniałaś – mówi pan Piotr. – Jak mogłaś brać tak dużo tabletek? Leki i alkohol pomagają w małych ilościach.

– Stosuje pani mechanizm racjonalizacji i minimalizacji – mówią terapeutki. – Szukała pani partnerów, którzy albo nie zauważali, albo akceptowali pani uzależnienie. Według pani przyjaciel wyleczył się z alkoholizmu! Alkoholizm to choroba na całe życie. Rozcieńczanie wina to minimalizowanie. A przekonanie, że łatwiej się pisze pod wpływem, to mechanizm racjonalizacji. Jest też w tej pracy marzeniowe planowanie. Planowała pani branie leków. Pisanie jest dla pani najważniejsze. Podtrzymuje pani przekonanie, że łatwiej pani przychodziło pisanie pod wpływem. Ale czuła pani wstyd z tego powodu."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz