poniedziałek, 26 lutego 2018

Fragment z mojej książki "Rok na odwyku.Kronika powrotu"

Książka ukaże się w kwietniu. Imiona zostały zmienione.


"270 dni
Wreszcie święta. Bardzo lubię Wielkanoc. W sklepie kupiłam czekoladowego zająca. Postawiłam go na stole w pokoju. Zawsze jakaś namiastka prawdziwych świąt. Dostaliśmy świąteczne śniadanie: zamiast serka topionego lub mielonki prawdziwa szynka i chrzan. Do obiadu kawałek ciasta. A Gośka i Beata przywiozły mi szynkę i domowy chrzan, kawałek sernika i makowca. Zazdroszczę im świąt w domu!
Słońce świeci! Prawie wiosna! A ja nie mogę już wyjść, bo byłam w sklepie z pielęgniarką. ITS dalej nie mam. O przepustce mogę tylko pomarzyć. To pewnie dlatego, że się nie odzywam na terapii. Wkrótce przeniosą mnie do grupy zaawansowanej. Trochę się tego obawiam. Niektóre terapeutki wydają się bardzo ostre.
Małgorzata, Ala i jeszcze siedem innych osób zostało dyscyplinarnie wypisanych. Przez kilka dni pili dwusetki wódki przemycane z Tesco – mieli ITS-y – a trzy osoby od miesiąca ćpały.
– Mieliśmy komfort brania – powiedzieli na społeczności. – Narkotyki przynosili dilerzy.
Dilerzy czatują na terenie szpitala, w parku lub w pobliżu Tesco. Ciągną tutaj jak pszczoły do miodu. Nie wchodzą na oddział, bo odwiedzający muszą być wpisani na listę zaakceptowaną przez terapeutów. Najczęściej podają narkotyki w parku lub przez okno.
Obie wyrzucone kobiety były w naszej grupie. W efekcie na terapii wszyscy poza mną odczuwają głody. Sebastian czyta pracę na temat historii uzależnienia:.
Pierwszy ciąg miałem przed osiemnastym rokiem życia. W wojsku kupuje się wódkę na melinie zawsze obok jednostki. Pół litra piłem bez odrywania ust. W domu, bo na dyskotece piłem więcej. W konkursie wypiłem trzy piwa w czterdzieści trzy sekundy. Dorobiłem się choroby serca. Skrajnie wyczerpanego, kiedy zwolniło się miejsce, pogotowie zabrało mnie na odwyk.
Musi pan zdetronizować alkohol – mówi terapeutka. – Bo gdy pan opowiada o alkoholu, to się pan cieszy. Picie było dla pana atrakcyjne. Musi pan zmienić sposób myślenia o piciu i o życiu.
Teraz pracę czyta Iwo:.
W 1995 roku dostałem tranxene 10 od lekarza. Byłem dyrektorem, ogromny stres, rozterki moralne. Potrzebowałem luzu, a alkoholu nie piłem od kilku lat. Po tranxene poczułem ulgę. Od 2007 brałem sporadycznie. Rok później rozwiodłem się i brałem sporo. W 2011 miałem pierwszy kilkumiesięczny ciąg. Wpadłem w depresję, dostałem xanax. Złe samopoczucie zrzucałem na karb choroby. Częstoskurcz serca, bezsenność, poty, biegunka, drżenie ciała, lęk – dopadały mnie, gdy nie miałem leku. Nabawiłem się choroby serca, straciłem dwie kobiety, jeździłem pod wpływem leków. Wzrosła mi tolerancja – od 0,75 miligrama do ośmiu miligramów na dobę. W 2013 pojechałem do przyjaciela. Wróciłem na drugi dzień. Nie pamiętam tego. Oglądałem auto, czy nie miałem wypadku, ale nie. Przez kilka dni dręczyły mnie lęki. Poszedłem na detoks. Potem rok nie brałem. Wróciłem do leków po śmierci matki. Nikomu nie szkodziłem."






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz