środa, 20 czerwca 2018

Kolejna recenzja

recenzja

Rok na odwyku. Kronika powrotu" to szczery i bolesny zapis rocznego pobytu autorki w zakładzie zamkniętym na odwyku. Dręczona nerwicą natręctw, apatią, spowolnieniem, problemem z pisaniem i czytaniem oraz koncentracją, złym samopoczuciem fizycznym, bezsennością, uzależnieniem od leków i alkoholu postanawia sama zgłosić się na terapię i ratować swoje życie. Pierwsze miesiące to bunt przeciwko terapii, zamknięciu i zmianom. Po kilku miesiącach i pierwszych pozytywnych efektach pojawia się chęć kontynuowania odwyku, ale nie jest do łatwe do ostatnich dni. Niektórzy ludzie rezygnują pięć dni przed końcem terapii, choć wiedzą, że ich problemy osobiste, rodzinne, czy zawodowe jeszcze bardziej się pogorszą z tego powodu. Tym bardziej trzeba docenić, że autorka miała dość sił i odwagi, by zmienić swoje myślenie i życie po osiemnastu latach picia codziennie dwóch butelek wina, po dziesięciu latach brania co noc tabletek z benzodiazepiną, która uzależnia już po dwóch tygodniach przyjmowania. Wiele osób przeżywa szok, gdy kończą się im leki na bezsenność i nagle okazuje się, że mają objawy odstawienne: dreszcze, ból brzucha, biegunkę i stany lękowe. Są uzależnieni, ale nawet nie zdają sobie czasem z tego sprawy.

Autorka opisuje wszystko takie jak jest w rzeczywistości, nie koloryzuje, nie poprawia  swojego wizerunku ani ludzi, którzy z nią są na odwyku. Heroiniści, alkoholicy, lekomani, hazardziści, uzależnieni od komputera, sterydów, seksu, snu, a nawet zdrapek...uzależnić można się w zasadzie od wszystkiego. Dysfunkcyjna rodzina, stres i poczucie odrzucenia to podstawowe powody uzależnienia. Na oddziale zamkniętym przebywają ludzie z całej Polski, a na miejsce w ośrodku trzeba czekać pół roku. Oddział jest damsko-męski, ale kobiet jest mniej, bo rzadziej przyznają się do nałogu. Kobiety ,,piją, biorą leki w ukryciu między praniem a gotowaniem. Do czasu kiedy w domu wszystko lśni, a jedzenie jest na stole, mało kto się orientuje. Spuchniętą, czerwoną twarz przysłaniają makijażem. A piją nie mniej niż faceci."  Przejmujący jest zapis, w którym Katarzyna T. Nowak szczerze opisuje swoje dni jeszcze w ostrej fazie uzależnienia: ,,...rano na kacu zwlec się z łóżka, prysznic, włożyć byle co, z plecakiem-absolutnie nie z przeźroczystą siatką-podejść do najbliższego monopolowego, czym prędzej wrócić do domu, otworzyć piwo i pić do nocy, siedząc na Facebooku. Przy pierwszym piwie sprawdzić, czy wczoraj wygadywałam jakieś bzdury online. Puste puszki chować w siatce za koszem, żeby ich rano nie widzieć. Unikać znajomych w realu, bo nałóg widać na twarzy. Niczego nie załatwiać, o niczym nie pamiętać. Wstydzić się chodzić po ulicy, jeździć tramwajem, robić zakupy piwne w tym samym sklepie. Czuć na sobie wzrok sprzedawczyni. Zmieniać sklepy, o ile jest siła, by podejść do innego. Zmieniać apteki, by kupić benzodiazepiny. Wstydzić się, czuć się upokorzoną i brudną. Uśmiech tylko w zaciszu własnego domu z piwem w ręce. Jeść mało lub wcale. Dbać o pozory: po drugim piwie, gdy w członki wracają siły, sprzątać mieszkanie. Brać kąpiel, przebierać się w czyste ciuchy dla samej siebie. Nie upijać się w sztok. Przynajmniej nie codziennie. A jak się to zdarzy, odłączyć telefon."


Zapis 365 dni na odwyku powinien pomóc wielu osobom, które borykają się z uzależnieniami,  bo pokazuje, że choć jest bardzo trudno, to można powrócić do normalnego życia. Nie każdemu się udaje, ale niektórym tak i widać to na przykładzie Pani Katarzyny T. Nowak, która z każdym dniem terapii zmieniała swoje myślenie, samopoczucie i patrzenie na rzeczywistość. W czasie trzeźwienia dochodziły do niej lęki i obawy tłumione przez lata, używki zagłuszały emocje, ale dzięki pomocy terapeutów udało jej się nauczyć, jak z nimi żyć, jak radzić sobie z głodem, jak unikać wyzwalaczy zewnętrznych i wewnętrznych, jak podejmować właściwe decyzje i zmienić myślenie. W terapii pomaga życzliwość, empatia, dobrze zorganizowany czas wolny, motywowanie, odreagowywanie napięcia i stresu. ,,Warunkiem terapii jest szczerość z samym sobą i życie w prawdzie." Warto przeczytać ten dziennik i wyciągnąć wnioski.

Recenzja Roku na odwyku


recenzja

Presja czasu, zbiorowa samotność, a co za tym idzie niewinne sięganie po leki czy alkohol – to początek uzależnienia. Historia Katarzyny Nowak to dowód na to, że każdy może się pogubić we własnym świecie, ale nie każdy może chcieć uratować siebie z tej życiowej karuzeli bolesnych doświadczeń.
Dziennikarka, która trafiła na odwyk, twierdzi, że ma problem z lekami, ale nie jest uzależniona. Rozcieńczała wino z wodą, pisała książki pod wpływem, oszukiwała nie innych, a samą siebie – tak własne życie opisuje Katarzyna T. Nowak w nowej książce „Rok na odwyku”.

Lektura pisana jest w formie pamiętnika. Autorka przedstawia swój rok spędzony na odwyku. Początkowo daje nam poznać tylko problemy innych. Zwraca szczególną uwagę na rzeczy, które ją irytują, ludzi wokół, którzy również trafili na odwyk. Podtrzymuje przy tym, że sama nie jest uzależniona. Pewnego dnia zaczyna rozumieć, że alkohol, wcześniej narkotyki i leki nie pozwoliły jej uwolnić się od problemów życiowych, które w głębi niej tkwiły. Zaczyna się otwierać, rozumieć i chcieć zmienić swoje życie, co ostatecznie jej się udaje. Bohaterka opuszcza ośrodek z wyraźną chęcią zmian i przejścia na zdrowy tryb życia. Autorka rozumie, że rola, w jakiej jest osadzona, to nie tylko pisarz, ale przede wszystkim człowiek, który ma tylko jedno życie i od niego zależy, jak je wykorzysta.

Książka ukazuje proces odwykowy osoby uzależnionej, która przebywa w ośrodku zamkniętym. Negowanie problemu, poczucie wyższości nad innymi, izolacja, złość – to wszystko przez co przechodzi bohaterka. Czytelnik poznaje ten świat oraz ludzi, którzy tam trafiają. Z czasem też oswaja się z główną bohaterką, która dopiero po pewnym czasie zaczyna rozumieć po co jest w tym miejscu. Książka porusza namacalne problemy świata. Uzależnienie od alkoholu, leków, narkotyków, gier, to nadal główny problem naszego społeczeństwa. Autorka dzieli się w książce również swoimi autentycznymi wypowiedziami, dzięki czemu czytelnik może jeszcze bardziej poznać samą bohaterkę oraz problemy egzystencjalne, z którymi się mierzy.

Bez wątpienia jest to świadectwo okryte bólem przeżyć, wątpliwości, kłamstw i powrotów do wcześniejszego trybu życia. „Rok na odwyku” to opowieść o ludzkim losie, który po rocznej terapii zmienia się na lepsze. Lektura ta jest przede wszystkim drogą do zrozumienia działań i mechanizmów, które miały miejsce w przeszłości.

poniedziałek, 18 czerwca 2018

kompleks

Poszłam ostatnio na gale rozdania nagród im. Szymborskiej i na bankiet. Widziałam tam sporo ludzi z branży i pomyslałam: ten ma sukces, tamta ma sukces a ja? A ja rok na odwyku! I poczułam sie źle. Nabawiłam sie kompleksu uzależnionej. Opowiedziałam o tym na grupie wsparcia i Grzesiek, instruktor uzależnień przyznał, że sam kiedyś miał taki kompleks kiedy jego rówieśnicy osiągali sukcesy a on dbał o trzeźwość. Powiedział, że metoda 24 kroków uczy by nie żałować przeszłości i nie bać sie przyszłości. łatwo powiedzieć! Ale warto zapamietać.
I bym sie zastanowiłą jak ci ludzie, ci od sukcesów zachowaliby sie w mojej sytuacji? Czy by wytrwali?

wtorek, 5 czerwca 2018

Recenzja Roku na odwyku





Katarzyna T. Nowak – Rok na odwyku. Kronika powrotu [RECENZJA]

Presja czasu, zbiorowa samotność, a co za tym idzie niewinne sięganie po leki czy alkohol – to początek uzależnienia. Historia Katarzyny Nowak to dowód na to, że każdy może się pogubić we własnym świecie, ale nie każdy może chcieć uratować siebie z tej życiowej karuzeli bolesnych doświadczeń.
Dziennikarka, która trafiła na odwyk, twierdzi, że ma problem z lekami, ale nie jest uzależniona. Rozcieńczała wino z wodą, pisała książki pod wpływem, oszukiwała nie innych, a samą siebie – tak własne życie opisuje Katarzyna T. Nowak w nowej książce „Rok na odwyku”.

Lektura pisana jest w formie pamiętnika. Autorka przedstawia swój rok spędzony na odwyku. Początkowo daje nam poznać tylko problemy innych. Zwraca szczególną uwagę na rzeczy, które ją irytują, ludzi wokół, którzy również trafili na odwyk. Podtrzymuje przy tym, że sama nie jest uzależniona. Pewnego dnia zaczyna rozumieć, że alkohol, wcześniej narkotyki i leki nie pozwoliły jej uwolnić się od problemów życiowych, które w głębi niej tkwiły. Zaczyna się otwierać, rozumieć i chcieć zmienić swoje życie, co ostatecznie jej się udaje. Bohaterka opuszcza ośrodek z wyraźną chęcią zmian i przejścia na zdrowy tryb życia. Autorka rozumie, że rola, w jakiej jest osadzona, to nie tylko pisarz, ale przede wszystkim człowiek, który ma tylko jedno życie i od niego zależy, jak je wykorzysta.

Książka ukazuje proces odwykowy osoby uzależnionej, która przebywa w ośrodku zamkniętym. Negowanie problemu, poczucie wyższości nad innymi, izolacja, złość – to wszystko przez co przechodzi bohaterka. Czytelnik poznaje ten świat oraz ludzi, którzy tam trafiają. Z czasem też oswaja się z główną bohaterką, która dopiero po pewnym czasie zaczyna rozumieć po co jest w tym miejscu. Książka porusza namacalne problemy świata. Uzależnienie od alkoholu, leków, narkotyków, gier, to nadal główny problem naszego społeczeństwa. Autorka dzieli się w książce również swoimi autentycznymi wypowiedziami, dzięki czemu czytelnik może jeszcze bardziej poznać samą bohaterkę oraz problemy egzystencjalne, z którymi się mierzy.

Bez wątpienia jest to świadectwo okryte bólem przeżyć, wątpliwości, kłamstw i powrotów do wcześniejszego trybu życia. „Rok na odwyku” to opowieść o ludzkim losie, który po rocznej terapii zmienia się na lepsze. Lektura ta jest przede wszystkim drogą do zrozumienia działań i mechanizmów, które miały miejsce w przeszłości.

czwartek, 31 maja 2018

Powoli do przodu

Przez lata od 1990 roku pracowałam jako dziennikarka w tym 15 lat na etacie. Potem pisałam ksiażki a potem nigdzie nie pracowałam z powodu nałogu. Ostatnio trzy moje teksty wzieły trzy gazety wiec być może nie jest ze mna już źle. Chetnie wróce do tego zawodu choć pewnie etatu nikt mi już nie da.
Byłam jak zwykle w Ściejowicach, jak to w czwartki. Ciekawa grupa wsparcia, przyjemnie...
Za to pogoda jest koszmarna. nie wiem jak u was ale tu ponad 30 stopni.

środa, 23 maja 2018

Recenzja Roku na odwyku - na blogu


Przeżywam obecnie jeden z najtrudniejszych okresów mojego życia. Mam powody do radości, ale i muszę się pogodzić ze stratą. Stratą której można było uniknąć, gdyby ... Jest mi ciężko na duszy i mimo wszystko muszę dalej iść do przodu. Nie jestem sama, mam wsparcie w bliskich i przyjaciołach. Pomocne są książki - sprawdzone lekarstwo na smutki. Wydawać by się mogło, że idealna w obecnym czasie dla mnie jest literatura lekka i łatwa. A tu zonk. Właśnie nie. Dobrze czyta mi się trudne, mocne i wstrząsające książki. Do takich należy lektura wydana nakładem Wydawnictwa Literackiego, która opowiada o trudnej drodze. Drodze z piekła do normalności. Sama nigdy nie znalazłam się na ścieżce uzależnienia, ale przeczytanie tego tytułu okazało się mi bardzo pomocne. Nie tylko z powodu poznania tych mroczniejszych stron życia i ludzkiej natury, ale i bym zbyt łatwo nie sięgnęła na długo po leki, które mają niekiedy bardziej zgubne niż lecznicze skutki. 

Odwyk to jedyna droga by wyrwać się ze szponów nałogu. To droga z pewnością pod górę pełna zakrętów i przeszkód. Nie wszystkim udaje się ją pokonać i dojść szczęśliwie do celu, którym jest odzyskanie kontroli nad sobą i własnym życiem. 
Autorka książki opowiada o roku swojego życia, który spędziła w zamkniętym zakładzie odwykowym. Ten rok był trudny, ale zarazem konieczny by móc normalnie cieszyć się życiem.
Jak się okazuje w szpony jakiegokolwiek nałogu wpaść jest bardzo łatwo. Początki bywają niewinne a często przyjemne. Używka daje złudne poczucie spokoju, pewności siebie, normalności. Kiedy przekracza się pewną niewidzialną linię życie staje się katorgą. Nałóg zabiera wszystko, niszczy niczym tornado i jest bezlitosny. Jak ciężko z niego wyjść opisane jest na kartach kroniki powrotu do świata, który ma kolory. Autorka trafiła do ośrodka w nienajgorszym stanie, ale okazało się, że ma wiele do zmiany w swoim świecie i wiele do przepracowania by móc powiedzieć - kocham żyć. 

To lektura oszczędna w słowach i ilości zapisanych stron. Bogata w treść. Nie jest łatwym kąskiem do przeczytania. Czyta się ją powoli, a wiele słów szokuje i przejrzyście uświadamia, jak to jest walczyć z tak groźnym wrogiem. Pomocni są terapeuci, odpowiednie leki, ale to każdy uzależniony stacza walkę. To nie jest książka dla każdego i nie wystarczy ją tylko przeczytać. Ją trzeba przeżyć, przemyśleć, zrozumieć by docenić trud jej napisania i intencje, które kierowały jej Autorką. Na jej kartach trudny temat goni kolejny. Nałogi - uzależnienie od alkoholu, leków, narkotyków, hazardu, nieprawidłowe relacje rodzinne, przemoc - to problemy, które dotykają Panią Katarzynę i jej współtowarzyszy. W tej książce nie ma miejsca na dobre maniery, elegancję, kulturę itd. Tu scenariusz obfituje w drastyczne sceny. Z tej pozycji dowiecie się jak nisko może upaść człowiek i jak wiele wysiłku trzeba by wrócić z piekła uzależnienia. Książka jest przestrogą, szczerą relacją, wyjątkową kroniką, świadectwem, że można powstać z kolan i zacząć od nowa. 
Droga do trzeźwości jest trudna, ale można ją pokonać. Oby ta lektura trafiła w ręce tych, którym pomoże, którzy znajdą w niej pocieszenie i zaczerpną z niej sił. 


Rok na odwyku

książka dostepna jest w Empiku i ksiegarniach internetowych oraz na Allegro

niedziela, 20 maja 2018

Trzeźwość jest ważna

Jestem trzeźwa bo jestem uzależniona i nie chce znaleźć sie w fazie chronicznej nałgu. Bo po raz pierwszy od 10 lat dojechałam do urzedu pracy - godzina jazdy - i sie ubezpieczyłam a 10 lat nie mogłam dojechać z powodu nałogu. Bo poznaje nowych ludzi i mam im coś do powiedzenie. Bo znów interesuje sie światem i ludźmi. Bo napisałam dwie książki. Druga o uzależnionej kobiecie bedzie wydana także przez Wydawnictwo Literackie. Bo nie musze sie już wstydzić a czułam wstyd cały czas...
Dobrze jest zrobić sobie tabelke na kartce: bilans zysków i strat. I patrzeć na nią w chwili słabości bo zysków przybywa,...

sobota, 12 maja 2018

Recenzja Roku na odwyku

Recenzja

Rok na odwyku. Kronika powrotu to szczery i bolesny zapis rocznego pobytu autorki w zakładzie zamkniętym na odwyku. Dręczona nerwicą natręctw, apatią, spowolnieniem, problemami z pisaniem i czytaniem oraz koncentracją, złym samopoczuciem fizycznym, bezsennością, uzależnieniem od leków i alkoholu, postanawia sama zgłosić się na terapię i ratować życie. Pierwsze miesiące to bunt przeciwko terapii, zamknięciu i zmianom. Po kilku miesiącach i pierwszych pozytywnych efektach pojawia się chęć kontynuowania odwyku, ale nie jest do łatwe do ostatnich dni. Niektórzy ludzie rezygnują pięć dni przed końcem terapii, choć wiedzą, że ich problemy osobiste, rodzinne czy zawodowe jeszcze bardziej się pogłębią. Tym bardziej trzeba docenić, że autorka miała dość sił i odwagi, by zmienić swoje myślenie i życie po osiemnastu latach picia codziennie dwóch butelek wina, po dziesięciu latach brania co noc tabletek z benzodiazepiną, która uzależnia już po dwóch tygodniach przyjmowania. Wiele osób przeżywa szok, gdy kończą się im leki na bezsenność i nagle okazuje się, że mają objawy odstawienne: dreszcze, bóle brzucha, biegunki i stany lękowe. Są uzależnieni, ale nawet nie zdają sobie z tego sprawy.
Autorka raczej nie koloryzuje, nie próbuje poprawiać swojego wizerunku ani wybielać czy usprawiedliwiać ludzi, którzy z nią są na odwyku. Heroiniści, alkoholicy, lekomani, hazardziści, uzależnieni od komputerów, sterydów, seksu, snu, a nawet zdrapek... Uzależnić można się w zasadzie od wszystkiego. Dysfunkcyjna rodzina, stres i poczucie odrzucenia to najczęstsze przyczyny uzależnienia. Na oddziale zamkniętym przebywają ludzie z całej Polski, a na miejsce w ośrodku trzeba czekać pół roku. Oddział jest damsko-męski, ale kobiet jest mniej, bo rzadziej przyznają się do nałogu. Kobiety piją, biorą leki w ukryciu między praniem a gotowaniem. Do czasu kiedy w domu wszystko lśni, a jedzenie jest na stole, mało kto się orientuje. Spuchniętą, czerwoną twarz przysłaniają makijażem. A piją nie mniej niż faceci. 
Przejmujący jest zapis, w którym Katarzyna T. Nowak szczerze opisuje swoje dni jeszcze w ostrej fazie uzależnienia: ...rano na kacu zwlec się z łóżka, prysznic, włożyć byle co, z plecakiem-absolutnie nie z przeźroczystą siatką-podejść do najbliższego monopolowego, czym prędzej wrócić do domu, otworzyć piwo i pić do nocy, siedząc na Facebooku. Przy pierwszym piwie sprawdzić, czy wczoraj wygadywałam jakieś bzdury online. Puste puszki chować w siatce za koszem, żeby ich rano nie widzieć. Unikać znajomych w realu, bo nałóg widać na twarzy. Niczego nie załatwiać, o niczym nie pamiętać. Wstydzić się chodzić po ulicy, jeździć tramwajem, robić zakupy piwne w tym samym sklepie. Czuć na sobie wzrok sprzedawczyni. Zmieniać sklepy, o ile jest siła, by podejść do innego. Zmieniać apteki, by kupić benzodiazepiny. Wstydzić się, czuć się upokorzoną i brudną. Uśmiech tylko w zaciszu własnego domu z piwem w ręce. Jeść mało lub wcale. Dbać o pozory: po drugim piwie, gdy w członki wracają siły, sprzątać mieszkanie. Brać kąpiel, przebierać się w czyste ciuchy dla samej siebie. Nie upijać się w sztok. Przynajmniej nie codziennie. A jak się to zdarzy, odłączyć telefon.
Zapis 365 dni na odwyku powinien pomóc wielu osobom, które borykają się z uzależnieniami,  bo pokazuje, że choć jest bardzo trudno, to można powrócić do normalnego życia. Nie każdemu się udaje, ale jest to możliwe - tak jak w przypadku Katarzyny T. Nowak, która z każdym dniem terapii zmieniała swoje myślenie, zmieniało się jej samopoczucie i sposób patrzenia na rzeczywistość. W czasie trzeźwienia dochodziły do niej lęki i obawy tłumione przez lata, używki zagłuszały emocje, ale dzięki pomocy terapeutów udało jej się nauczyć, jak z nimi żyć, jak radzić sobie z głodem, jak unikać wyzwalaczy zewnętrznych i wewnętrznych, jak podejmować właściwe decyzje i zmienić myślenie. W terapii pomagają życzliwość, empatia, dobrze zorganizowany czas wolny, motywowanie, odreagowywanie napięcia i stresu. Warunkiem terapii jest szczerość z samym sobą i życie w prawdzie. Warto przeczytać ten dziennik i wyciągnąć wnioski.

Po odwyku

Dwa tygodnie temu jak zwykle pojechałam na grupe wsparcia do Ściejowic. Jest to grupa dla byłych pacjentów odwyku. Była tam kobieta, która zwierzyła mi sie, że kiedy zgłosiła sie na odwyk jej mąż wniósł pozew o rozwód, że nie odbiera od niej telefonu ani on ani dzieci i nie reagują na smsy. Mówiła, że marzy o tym by wziąć benzodiazepiny i nie myśleć, że całymi dniami leży twarzą do ściany. Namawiałam ją na roczny odwyk, że jej tam pomogą. Zaczeła sie nad tym zastanawiać.
Dwa dni temu dowiedziałam sie, że nie żyje bo zażyłą sporą ilośc leków. Otóż nawroty czesto kończą sie śmiercią bo ładujemy w siebie taką samą dawke wódy czy benzo jak dawniej a przecież organizm jest już odtruty! To jest śmiertelnie niebezpieczne.


środa, 9 maja 2018

Sen alkoholowy

Byłam siedem dni we Wrocławiu. Było cudownie, zwiedzałam miasto. Potem dwa dni we Włocławku. Miałam spotkanie autorskie, było sporo ludzi i duzo rozmowy o uzależnieniu. I potem w nocy miałam dziwny sen: byłam na jakims odwyku, było tam kilka osób i codziennie jednej z tej osób badano krew. Mimo to zlamałam abstynencje i oczywiście, zrobiono mi badanie krwi. już wiedziałam, że mnie wyrzuca. I otwierałam właśnie butelke kiedy sie obudziłam.
Pewnie był to typowy sen alkoholowy i może jakieś nieświadome głody? Nie czuje ochoty na alkohol...

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Terapia

Osobiście w szpitalu otwierałam sie na terapii indywidualnej nie na grupowej. jakoś wstydziłam sie poruszac swoje sprawy w grupie ludzi. Był to oczywisty błąd ale po prostu wole otwierać sie w skali jeden do jeden. Natomiast uważa, że terapia grupowa na początku trzeźwienia jest lepsza od indywidualnej. Przede wszystkim grupa daje silne wsparcie, jest jak rodzina. Można omówić każdy problem. Oczywiscie najlepiej mieć grupową i indywidualną. Ja teraz ma indywidualną raz w tygodniu i raz w tygodniu lub raz na dwa tygodnie tzw. grupe wsparcia w Ściejowicach, na którą przyjeżdżają byli pacjenci a którą prowadzi mój kolega instruktor uzależnień.
Na
terapii grupowej grupa i terapeuci Cie akceptuja obojetne co powiesz, z czego swie zwierzysz. Długotrwała terapia prowadzi w efekcie do akceptacjis amego siebie a taka samoakceptacja do siły. Nie mylić z poczuciem mocy, które jest zgubne bo trzeźwiejacy człowiek musi czuć swoją bezradność wobec używki. Dlatego z pomoca grupy trzeźwienie prowadzi do samoakcpetacji i dlatego też jest procesem.

środa, 18 kwietnia 2018

Recenzja "Roku na odwyku"

Krytycznym okiem

Każdy, kto pomyśli o tej książce jako o wyrazie zaskakującego w formie ekshibicjonizmu, powinien mieć na uwadze, jak ważna jest to publikacja dla tych wszystkich ludzi, którzy nie odważyli się do tej pory nawet na krok kontrolowanego leczenia uzależnienia, nie mówiąc o całym cyklu terapeutycznym, o którym Katarzyna T. Nowak opowiada z wyjątkową szczerością, odwagą i pewną bezkompromisowością. Nie widzę w „Roku na odwyku” chęci komercyjnego zarobienia na własnym nieszczęściu i nie dostrzegam też niestosowności bardzo osobistych zwierzeń.Widzę tu przede wszystkim rzecz, która bardzo wielu ludziom pomoże, ośmieli ich w działaniach mających na celu walkę z prywatnymi demonami, ale przede wszystkim książkę, która strukturalnie – za pomocą celowych powtórzeń, charakterystycznej frazy i dzięki skupieniu na wydobyciu własnego dramatu poprzez ujrzenie go w kontekście – oddaje specyfikę ludzkiego uzależnienia. Jest mroczną kroniką najtrudniejszej z możliwych walk – walki z samym sobą. Bo oswojenie nałogu w sobie to przede wszystkim jego zaakceptowanie, a to nigdy nie odbywa się bez wielu prywatnych bitew. Wielu bitew przegranych. Nowak doskonale dobrała podtytuł tej publikacji. To kronika powrotu do samej siebie. Odnalezienia drogi do porozumienia z tym, czego nie dostrzegała. Do zawiązania sojuszu z niespokojnymi emocjami. Do początku wygranej walki, choć jakiekolwiek uzależnienie będzie tą walką wiecznie.

To bardzo ważna książka, bo definiująca status społeczny kobiety uzależnionej. Kogoś, komu wybacza się wpadanie w szpony nałogu dużo trudniej niż mężczyznom. Kogoś, kto dużo częściej niż mężczyzna tkwi w bezradności i wstydzie oraz tuszuje swą nieporadność. „Piją, biorą leki w ukryciu między praniem a gotowaniem. Do czasu kiedy w domu wszystko lśni, a jedzenie jest na stole, mało kto się orientuje. Spuchniętą, czerwoną twarz przysłaniają makijażem”. Tak, Nowak wypowiada się za wszystkie te kobiety, którym z różnych powodów trudno jest mówić o swej lekomanii czy alkoholizmie. Być może dotrze do wielu z nich, które nigdy nie odważyłyby się powalczyć o siebie, zmagając się ze społecznym odium, bo społeczeństwo nie tak łatwo akceptuje kobiece zagubienie w groźnym nałogu. Autorka opowiada o różnego rodzaju wycofaniach pacjentek oddziału odwykowego, o ich niezdolności do prawdziwej walki o siebie. O jakimiś społecznym zakodowaniu tego, że pijana czy będąca pod wpływem leków kobieta jest kimś gorszym niż mężczyzna znajdujący się w podobnej sytuacji. Jest w tych zapiskach wiele goryczy wobec świata, który nie rozumie istoty uzależnienia, ale ta gorycz – charakterystyczna nie tylko dla pozostawionej samej ze swym nałogiem kobiety – przeradza się w specyficzną siłę do walki. W ciekawość tego, co można osiągnąć i jak wygląda ten inny, wypracowany w sobie lepszy świat. Świat, którego kontury widzi się wyraźnie. Bez butelki alkoholu czy kuszącego szelestu blistra.

Katarzyna T. Nowak tworzy coś na kształt pamiętnika przetrwania. Ma on swój charakterystyczny rytm dostosowany do kolejnych przeżyć w zamkniętej przestrzeni, do której trzeba się dostosować, aby sobie pomóc. Wszystkie wrażenia, emocje i przeżycia są mocno spotęgowane poprzez miejsce, w którym autorka się znajduje. Tam dociera do niej, że nie chodzi tylko o odzyskanie jasności myślenia i pójście na kompromis ze skłonnościami do nadużyć. Tam uświadamia sobie, że dużo trudniejszą konfrontacją niż ta z przydzielonym terapeutą jest konfrontacja z własnymi emocjami. To emocje trzeba nazwać, określić, uporządkować. Tylko w ten sposób odzyskuje się kontakt ze sobą. Bolesne są to próby i naznaczone niepowodzeniami. Nowak opowiada o ludziach z jej otoczenia, którym się z różnych powodów nie udało, musieli pożegnać się z oddziałem i proponowaną przez niego opieką. Ona przetrwała i wytrwała. Nawiązała kontakt nie tylko ze swym wnętrzem, ale także z towarzyszami niedoli, którzy uświadomili jej, że cierpienie uzależnionego nie jest niczym unikatowym. Nie powinno być gloryfikowane, lecz widziane w szerszym kontekście. Tych, którzy mają wspólne problemy i wspólnie nakreślony cel – zerwać z nałogiem.

„Rok na odwyku” to także odważna próba zmierzenia się z rodzinną przeszłością i nakreślenia symptomów dysfunkcji, które wdzierały się między bliskich sobie ludzi, uwierając ich i wywołując skłonność do różnego rodzaju ucieczek. Katarzyna T. Nowak uciekała w leki i alkohol. Nie stanęła twarzą w twarz z prawdziwym wizerunkiem rodziny. Coś idealizowała, coś traktowała wybiórczo. Racjonalizowała. Minimalizowała. Jak w późniejszym podejściu do nałogu. Dziś zaś do faktu, że ani nie jest w stanie pożegnać się z rodzinnymi bolączkami, ani nie będzie mogła nigdy powiedzieć, że jest wolna od uzależnienia.

Ta książka fenomenalnie opowiada o tym, jak nałóg stopniowo paraliżuje umysł i zaburza percepcję, co jest najgroźniejsze, albowiem tendencja ucieczkowa od świata z niewyraźnymi konturami odbywa się dodatkowo po omacku. Bez sensu i bez celu – bo takie są wszystkie nałogi. Sensowność i celowość trzeba nadać drodze żegnania się z nimi. Nowak opowiada o tym, jak wzbraniała się przed kontaktem z rzeczami i emocjami w ich rzeczywistych kształtach, ale także sugeruje kilka odpowiedzi na najważniejsze z pytań – pytanie o to, od czego zależy udana terapia. „Rok na odwyku” jest zatem książką wstrząsającą, z drugiej jednak strony obnażającą wiele ludzkich słabości. Opowiadającą o sprawach, wobec których milkniemy, bo się wstydzimy. A wśród milczenia, wstydu, zachowywania pozorów normalności i bezradności każdy nałóg rozwija się wręcz doskonale.

Brawa za odwagę i umiejętność opowiedzenia prostym językiem o tym, jak skomplikowane jest poczucie celu i sensu życia rujnowanego na własne życzenie, wedle własnych okrutnych zasad. To inteligentna opowieść o tym, jakie mamy zdolności do autodestrukcji i jak wiele potrafimy wokół siebie i w sobie zbudować. Osobiste wyznania skierowane do wszystkich, którzy nie mają odwagi zadać sobie choć kilku pytań z tych, które padają na kartach tej przejmującej książki.

Brak komentarzy:

Rozmowa ze mną w Trójce

https://www.polskieradio.pl/9/5527/Artykul/2096245,Rok-na-odwyku-Kronika-powrotu-do-zycia

o odwyku, uzależnieniu, trzeźwości

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Kiedy nałóg zabija abstynenta

Czy to w ogóle możliwe? Tak. Wielu trzeźwiejących lekomanów, alkoholików zaczyna nagle obsesyjnie wykonywać jakąś czynność: pływać na basenie, pracować kilkanaście godzin na dobe etc Mój znajomy uzależnił sie od weganizmu i jogi, inny od ćwiczeń a Tomasz Mackiewicz naraził życie w górach i zginął. Mój znajomy trzeźwiejący alkoholik pojechał w góry i przeszedł po zamarzniętym jeziorze. Działanie samobójcze.
Każda czynność, która jest obsesyjna jest niebezpieczna bo działają mechanizmy nałogu. Ryzykowanie życiem także. Trzeba siebie obserwować i uciekać od takiego zachowania.

czwartek, 12 kwietnia 2018

Sny alkoholowe

Chyba każdy trzeźwiejący alkoholik miewa sny alkoholowe. Ja tez miewałam.
Z jednej strony są one czymś naturalnym u osoby tak silnie związanej z alkoholem przez wiele lat. Z drugiej bywają ważną informacją, że oto zaczyna sie nawrót. Trzeba wtedy być dobrym dla siebie: sauna, basen, siłownia, długi spacer...Trzeba
też uważnie siebie obserwować. Nawroty są też zupełnie normalne. ja jeden przeszłam nie łamiąc abstynencji. Trzeźwienie bowiem to sinusoida.

sobota, 7 kwietnia 2018

Nie tylko odwyk

Różne są drogi do trzeźwości. Nie każdy musi koniecznie iść na odwyk choć czasem jest sie w takim stanie, ze tylko odwyk pomoże. Mnie był potrzebny.
Niektórzy wychodzą z nałogu tylko dzieki AA albo dzieki terapii na oddziale dziennym jak moja znajoma. Mojego kolege, który nie pije już 20 lat i mieszka w Nowym Jorku z nałogu wyciągneli Hare Krisznowcy w USA. Znajomy chodzi codziennie na spotkania NA i trzyma sie trzeźwy. A mój ojciec to juz w ogóle ewenement: sam z siebie przestał pić tylko dlatego, ze poznał swoją przyszłą żon. Ba! Potrafił już po zakończeniu nałogu napic sie jedno piwo  raz na miesiąc. Moja terapeutka wyjaśniła to w ten sposób że ojciec dzieki tej kobiecie miał spokój i porządek w emocjach.
Co o tym sądzicie?

środa, 4 kwietnia 2018

Spotkanie ze mną

Zapraszam na spotkanie autorskie 16 kwietnia o 18 w klubie Pod Gruszką przy Szczepanskiej 1 w Krakowie. Bede mówiła o odwyku, trzeźwości i książce.
Kolejne spotkanie jest 17 kwietnia w Bibliotece Jagiellońskiej przy al. Mickiewicza o 17
18.IV - Krakowskie Forum Kultury o 18,
 22.IV - Cafe Szafe o 19 i 
17 .V - Biblioteka Królewska 58 o 18

W Krakowie

niedziela, 1 kwietnia 2018

O czym jest "Rok na odwyku"?

jest to niewielka książeczka o mojej przemianie na odwyku, o początkowym buncie, o tym jak nie chciałam tam być a potem wszystko sie zmieniło i dlaczego. O początkach trzeźwości. O terapii grupowej. O życiu społeczności. O problemach współpacjentów czyli innych uzależnionych osób. Dziennik pobytu na odwyku. Tak jak w tytule: kronika powrotu.

sobota, 31 marca 2018

Emocje na trzeźwo

Przez ostatnie 20 lat a zwłaszcza przez ostatnie dziesięć od kiedy zaczęłam łączyć alkohol z lekami miałam zamrożone emocje. Nie odczuwałam negatywnych emocji, nie bałam sie, nie czułam niepokoju. Kiedy wytrzeźwiałam zaczęły pojawiać sie emocje także te negatywne jak strach, lek i niepokój. I teraz cała sztuka polega na tym by umieć sobie z nimi radzić. Na terapii terapeutka mówiła nam, że czasem z maski samochodu na autostradzie dochodzą stuki puki. Zdrowy kierowca zatrzyma sie i zajrzy pod maskę lub poprosi o pomoc a chory pogłośni radio.
Ja już nie mam radia i uczę sie trzeźwych metod radzenia sobie ze strachem i lekiem. Na pewno pomocna jest tutaj terapia ale za pół roku ją kończę bo to już będzie dwa i pół roku a chce być bardziej samodzielna.

Sięgnąć dna

Podobno nałogowiec musi siegnąć dna by rozpocząć leczenie. Musi sie coś stać. Ja nie uważałam siebie za osobe uzależnioną i wyczuwałam jedynie, że mam gorszy kontakt z ludźmi zwłaszcza z moja wieloletnią przyjaciółką. I to był pierwszy sygnał. Po wyjściu z prywatnego odwyku w 2015 przestałam dbać o porządek, dużo, nieraz całymi dniami leżałam w łóżku i bezmyślnie oglądałam telewizje, niekiedy wychodziłam do sklepu w spodniach od piżamy... Nie czułam sie źle, nie miałam depresji - chyba! - ale miałam ochote tylko na leżenie w łóżku. Coś było ze mną bardzo nie tak. Nie mogłam juz od kilku lat pisać. Pare miesiecy przed odwykiem nie pracowałam, nie miałam zainteresowań ani żadnych pomysłów jak sobie pomóc. Potem benzodiazepiny zamiast nasennie zdziałały pobudzająco i całą noc nie spałam i miałam halucynacje. W ogóle już nie mogłam spać mimo leków. I zdecydowałam sie na odwyk. Także z tego powodu, że po dwóch latach złamałam abstynencje od alkoholu i sie przestraszyłam...Już na odwyku terapeutka wyjaśniła mi,że miałam kryzys psychiczny. Spowodowany zapewne nadużywaniem benzodiazepin. Gdybym nie zgłosiła sie do szpitala psychiatrycznego cholera wie jakby sie to skończyło. W szpitalu okazało sie, że nie jestem na nic chora i wtedy dopiero poszłam na odwyk.

czwartek, 29 marca 2018

Wielkanoc

Życze wszystkim radosnych Świąt a w Wielkanoc wrzucę linka do audycji radiowej Polskie Radio 24, w której mówię o trzeźwości i odwyku

sobota, 24 marca 2018

Moja trzeźwość

To już ponad dwa lata jak jestem trzeźwa. My śle, że nie sięgnę już po używki. Choć pewnie niejeden nawrót mnie zeka. Jeden już był i poradziłam sobie. Najtrudniejsze są niepokoje ale staram sie odganiać te myśli i nie nakręcać sie. Tak to jest po odstawieniu substancji zwłaszcza leków. Miałam pecha , że trafiłam na psychiatrę starszej generacji wtedy kiedy ponad 10 lat temu nie mogłam spać i poszłam po jakieś tabletki. Po 5 latach potrafił powiedzieć: tylko sie nie uzależnij. A benzodiazepiny uzależniają po 2 tygodniach! Nic o tych lekach nie wiedziałam a on mówił, że "tabletki sa po to by pomagać". Potem dowiedziałam się, ze lekarze starej generacji nagminnie je przepisują. Oczywiście niepotrzebnie w ogóle poszłam no ale to inna kwestia.
Są leki nieuzależniające a regulujące sen. Biorę taki od 2 lat i dobrze śpię.