środa, 7 marca 2018

Fragment mojej książki "Rok na odwyku. kronika powrotu"

Na oddziale są ludzie z całej Polski, niektórzy jechali tu kilka godzin pociągiem.
Oddział jest męsko-damski: dziesięć kobiet i trzydziestu czterech mężczyzn. Kobiety o wiele rzadziej się zgłaszają. O wiele rzadziej przyznają się do nałogu. Piją, biorą leki w ukryciu między praniem a gotowaniem. Do czasu kiedy w domu wszystko lśni, a jedzenie jest na stole, mało kto się orientuje. Spuchniętą, czerwoną twarz przysłaniają makijażem. A piją nie mniej niż faceci.
Pamiętam swmoje dni w ostrej fazie uzależnienia: rano, na kacu zwlec się z łóżka, prysznic, włożyć byle co, z plecakiem – absolutnie nie z przezroczystą siatką – podejść do najbliższego monopolowego, czym prędzej wrócić do domu, otworzyć piwo i pić do nocy, siedząc na Facebooku. Przy pierwszym piwie sprawdzić, czy wczoraj wygadywałam jakieś bzdury online. Puste puszki chować w siatce za koszem, żeby ich rano nie widzieć. Unikać znajomych w realu, bo nałóg widać na twarzy. Niczego nie załatwiać, o niczym nie pamiętać. Wstydzić się chodzić po ulicy, jeździć tramwajem, robić zakupy piwne w tym samym sklepie. Czuć na sobie wzrok sprzedawczyni. Zmieniać sklepy, o ile jest siła, by podejść do innego. Zmieniać apteki, by kupić benzodiazepiny. Wstydzić się, czuć się upokorzoną i brudną. Uśmiech tylko w zaciszu własnego domu z piwem w ręce. Jeść mało lub wcale. Dbać o pozory: po drugim piwie, gdy w członki wracają siły, sprzątać mieszkanie. Brać kąpiel, przebierać się w czyste ciuchy dla samej siebie. Nie upijać się w sztok. Przynajmniej nie codziennie. A jak się to zdarzy, odłączać telefon.
Wśród kobiet na oddziale przeważają alkoholiczki, wśród mężczyzn lekomani. Polska to naród ćpunów farmaceutycznych, jak twierdzi specjalistka od uzależnień Ewa Woydyłło-Osiatyńska. Poza tym są tu alkoholicy, narkomani, hazardziści, uzależnieni od komputera i sterydów. Niektórzy są uzależnieni od wszystkiego.
Alkoholików łatwo rozpoznać, najczęściej po twarzy i tuszy, choć tutaj większość kobiet – poza jedną – ma sporą nadwagę. Obawiam się, że i ja tu przytyję. Już mam ochotę na czekoladę, której na wolności nie jem, bo widzę jak Iza i Ola jedzą.
Przez pierwsze miesiące wolno wychodzić tylko na godzinę dziennie z pielęgniarką, zatem zero ruchu! Regularne posiłki i zapewne słodycze dopełnią reszty.
O ósmej rano, trzynastej i dwudziestej – leki. Od dziesiątej piętnaście do dwunastej piętnaście – terapia grupowa. Indywidualna raz w tygodniu. O dwunastej piętnaście – obiad, kolacja o szesnastej czterdzieści pięć. Sądząc po ilości chętnych do tostera w świetlicy, wszyscy tu podjadają.
Dwa razy dziennie „społeczność terapeutyczna” – zebranie wszystkich w obecności terapeutów –  w czasie której są omawiane nasze sprawy, a przede wszystkim, o czym wkrótce się przekonuję odbywa się wzajemne donoszenie na siebie: że ktoś chodzi bez majtek po pokoju, że ktoś komuś zjadł cukierka, że ktoś do kogoś powiedział: „ty chuju”, a tamta pani z tamtym panem się przytulają… I nakaz zgłaszania na społeczności dziwnego zachowania współpacjentów lub podejrzenia o złamanie abstynencji. Niedobrze się z tym czuję, nie mam w zwyczaju donosić, choć rozumiem, że to jest w dobrej wierze.
Nie wolno nie chodzić na społeczność. Za spóźnienie zostaje się za karę stolikowym:  ustawia się stoliki i krzesła w jadalni na posiłki. Jest tu kilka funkcji do pełnienia: kronikarz, księgowy, przewodniczący i zastępca przewodniczącego oraz wprowadzający nowych.
Dziś nie zdążyłam na społeczność ani na terapię. Ubrania wkładam do komody przy łóżku, kosmetyki rozkładam na parapecie, książki na podłodze. Na szafce nocnej kładę krem na dzień, lakier do paznokci, waciki, kubek w misie i szczotkę do zębów. O trzynastej trzydzieści, czyli zaraz, jest wyjście w eskorcie pielęgniarki do sklepu. Na szczęście mam pieniądze. Ubieram się szybko – jest zimno – i wpisuję na listę wychodzących. Sklep to taki niewielki wiejski sklepik, ale wszystko w nim jest, tylko ceny horrendalnie wysokie. 

2 komentarze:

  1. Pisałaś o 04:45. Nie śpisz?

    OdpowiedzUsuń
  2. pisałam wieczorem. Blog pokazuje zły czas. Na szczeście sypiam dobrze

    OdpowiedzUsuń